USA. Nowa metoda ratowania
Niektóre karetki, nawet w Polsce, są już wyposażone w aparat do wywoływania hipotermii terapeutycznej. Podłącza się go do krwiobiegu pacjenta z zatrzymaniem akcji serca i schładza krew, która z kolei obniża temperaturę ciała do 33° C. Jak długo może trwać śmierć kliniczna po takim schłodzeniu organizmu?
Jak pisze „New Scientist”, pewna Japonka w 2011 r. poszła nocą do lasu, gdzie chciała popełnić samobójstwo. Połknęła toksyczną dawkę leków. Przypadkowo znaleziono ją nad ranem cztery godziny później. Gdy przyjechało pogotowie, temperatura jej ciała wynosiła 20° C, a serce nie pracowało. Nadal jednak żyła. W szpitalu podłączono ją do urządzaniu, które działa jak sztuczne płuco-serce o nazwie ECMO (pozaustrojowe utlenianie krwi). Lekarze przez 6 godzin walczyli o jej życie zanim udało się przywrócić bicie serca. W sumie od zatrzymania akcji serca minęło… 10 godzin! Mimo to Japonka przeżyła i trzy tygodnie później opuściła szpital. Wyszła za mąż, urodziła dziecko. Podobno jest szczęśliwa, o samobójstwie już nie myśli.
Niedawno polskim lekarzom z oddziału anestezjologii i intensywnej terapii Krakowskiego Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II w podobny sposób udało się uratować chłopca, którego temperatura spadła do zaledwie 12,7° C. To pierwszy taki przypadek na świecie.
W normalnych warunkach śmierć mózgu następuje zwykle po 5 minutach od zatrzymania krążenia krwi. Wygląda jednak na to, że dzięki specjalnym zabiegom, takim jak celowo schładzanie organizmu, śmierć mózgu można jednak odwlec, znacznie dłużej niż się dotąd wydawało – przekonują naukowcy. Jak długo? To zależy od tego, jak bardzo ciało zostanie schłodzone.
Prof. Samuel Tisherman z University of Maryland zamierza ratować ofiary wypadków i katastrof oraz ludzi postrzelonych z silnie krwawiącymi ranami. Gdy brakuje krwi, serce przestaje pracować. Wtedy nie wystarczy schodzić ciało do 33 st. C, trzeba je obniżyć jeszcze bardziej, do zaledwie 10 st. C. To tak jakby człowieka przewożono do szpitala w chłodziarce. W tej temperaturze przemiana materii zostaje niemal zatrzymana. Występuje jedynie wytwarzająca resztki energii tzw. glikoliza anaerobowa (beztlenowa). Z ciała ofiary wypompowana zostaje cała krew, a raczej resztka, która w niej jeszcze została. W jej miejsce wstrzykiwany jest schłodzony roztwór soli. Człowiek zawieszony jest między życiem a śmiercią. Dosłownie. Chirurdzy mają około 2 godzin czasu na to, żeby zatamować krwawienie i “poskładać” pacjenta.
Science-fiction? Nic podobnego. Prof. Tisherman w 2014 r. otrzymał zgodę komisji etycznej na ratowanie ludzi tę metodą. Nie ma jeszcze oficjalnych doniesień o tym, ale bardzo prawdopodobne jest, że głęboka terapeutyczna hibernacja wkrótce będzie wykorzystywana do ratowania ciężko rannych ludzi.
Zawieszenie śmierci jest dziś możliwe jedynie przez kilka godzin. Ten czas kiedyś będzie można wydłużyć do kilkunastu godzin, a nawet do kilku dni. Co będzie dalej? Czy chorego będzie można zawiesić między życiem i śmiercią tak długo, aż znajdzie się skuteczna terapia? Na całe tygodnie? Miesiące? Lata? A jeśli tak, to kto za to zapłaci?
źródło:Money.pl